czwartek, maja 29, 2025

SALLY. TRUDNO BYĆ WIEDŹMĄ | Marek Maruszczak


 „Sally. Trudno być wiedźmą” Marek Maruszczak, Wyd. flowbooks 2025 

Rzadko czytam cozy fantasy, a jeszcze rzadziej — polskich autorów. Jednak na Sally. Trudno być wiedźmą skusiłam się głównie dzięki zapowiedzi humorystycznej historii młodej absolwentki szkoły magicznej, która musi odbyć praktyki w zaczarowanym lesie. Ku mojemu zaskoczeniu otrzymałam dokładnie to, czego oczekiwałam.

Niewątpliwą zaletą tej historii jest to, że humor jest dokładnie taki, jak zaplanował autor — nieprzetłumaczony na nasz język, więc obyło się bez ingerencji osób trzecich i przekładu. A wierzcie mi, nie dałoby się jego specyfiki oddać. Humor jest trochę czarny, trochę sytuacyjny. Maruszczakowi udało się wielokrotnie dobrodusznie zakpić z wielu aspektów ludzkiej natury, takich jak chciwość, empatia czy głupota.

Główną bohaterką powieści jest tytułowa Sally, która wraz ze swoimi kompanami — demoniczną kukułą wyglądającą jak dwumetrowy kruk, sarkastycznym kotem, szalonym lisem (i jeszcze kilkoma innymi) — musi jednocześnie pomóc w leczeniu mieszkańców rozległej, magicznej puszczy, rozprawić się z zagadką klątw oraz odnaleźć swoją niedoszłą mentorkę.

Osobiście uważam, że stworzenie tego typu postaci — sarkastycznych, humorystycznych, a jednocześnie dających się lubić — jest sztuką samą w sobie. I chociaż przyznaję się bez bicia, że nie są to bohaterowie, których w normalnych okolicznościach (czyt. w książkach, które czytam na co dzień) bym polubiła, to nie mogę im nic zarzucić — rozbawili mnie, poczułam do nich sympatię i wielokrotnie przytaknęłam ich poglądom lub teoriom.

Wszystkie relacje opierają się na przyjaźni lub koleżeństwie. Brak wątku romantycznego może być dla niektórych zaletą (nawet się na niego nie zanosi, więc nie ma co mydlić oczu). Zabrakło mi nieco głębi w niektórych relacjach, ale też rozumiem, o co autorowi chodziło — ważne były niespodziewane sojusze i niekiedy „przymusowa” pomoc.

Książka jest napisana bardzo dobrze, świetnym językiem — chociaż właśnie tego aspektu najbardziej się obawiałam. Bałam się, że autor poleci w ten dziwny, nienaturalny styl językowy — trochę potoczny, trochę żenujący — ale nic z tych rzeczy! (Teraz się zastanawiam, ile świetnych książek mnie ominęło przez te kilka koszmarków, które przeczytałam x lat temu i które skutecznie mnie zraziły).

Autor również pokusił się kilkukrotnie o przypisy, które dodają charakteru kroniki lub podręcznika, ale zrobił to w zabawny sposób. Dzięki temu mógł nawiązać do zabawnych czy lekko kompromitujących sytuacji, a także nakreślić szerzej kontekst. Książka jest również okraszona uroczymi ilustracjami — co stanowi wspaniały dodatek.

Polecam, jeśli szukacie dobrej, zabawnej powieści na wieczory — zwłaszcza te jesienne. Będzie to też idealna lektura dla koneserów dobrego humoru w książkach — niezależnie od płci czy wieku. Naprawdę, myślę, że każdy, kto sięgnie po tę historię, znajdzie w niej coś dla siebie — zwłaszcza złote uwagi, które czasem trafiają idealnie w punkt, a czasem rozbawiają do łez.

Współpraca reklamowa z Wydawnictwem flowbooks

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © Wąchając książki , Blogger