środa, lutego 08, 2017

Amy Harmon - Making Faces


Making Faces
Amy Harmon
Tytuł oryginalny: Making Faces
Wydawnictwo: EditioRed
Seria: -
Rok wydania: 2017


Sięgnięcie po nową książkę Amy Harmon wydawało się bardzo naturalną czynnością. Autorka, dzięki swoim dwóm poprzednim powieściom (Prawo Mojżesza i Pieśń Dawida), zdobyła nie tylko moje serce, ale również historie przez nią napisane zajmują najwyższe półki. Nie przeczę, że trochę obawiałam się Making Faces, które, sądząc po opisie, zapowiadało nieco schematyczną lekturę, ale wiedziałam też, że jestem w stanie przez to przebrnąć, ponieważ wyszło to spod pióra Harmon.

Na początku nie byłam przekonana do historii Fern i Ambrose'a, ale przy samej powieści: chęci jej poznania i zostanie przy niej dłużej, zatrzymała mnie zapowiedź paczki przyjaciół, której wątek śledziłam z wręcz obsesyjną dokładnością. Opis Making Faces prezentował się zbyt schematycznie, żebym mogła zacząć czytać ją bez uprzedzeń, ale mimo wszystko byłam pozytywnie nastawiona. Na początku główna bohaterka nie przemawiała do mnie, ale było to dosłownie przez kilka stron, kiedy to Harmon zaczęła rozkręcać akcji. I wtedy się zaczęło...

To co autorka zrobiła, jak potraktowała piątkę przyjaciół, złamało mi serce. Zazwyczaj pisarze unikają tak bolesnego tematu jak śmierć i strata, a jeśli już to poruszają, to w bardzo umiarkowanym stopniu. Harmon dowiodła już, że tak naprawdę nie boi się podjąć tego wyzwania i naprawdę potrafi zniszczyć życie niejednego czytelnika. Prawdę powiedziawszy, nie czytałam jeszcze piękniejszej historii o miłości, przyjaźni i stracie. Oczywiście, znajdą się i tacy, którzy będą oponować, ale dla mnie Making Faces odmieniło moje życie.

Fern nie była piękną, zabójczą dziewczyną, która tylko wmawiała sobie, że jest przeciętna. Nie była też osiemnastolatką, która dla tego jedynego, wyglądała jak gwiazda filmowa albo modelka bielizny. Nie, Fern była całkiem zwyczajna - wiedziała o tym ona, jej przyjaciel, mama, ukochany i cała reszta miasteczka. I właśnie to mnie najbardziej zaintrygowało. Wiadomo, będzie miłość między głównymi bohaterami, ale czegoś takiego się nie spodziewałam. Autorka uczyniła z tej dziewczyny prawdziwą, namacalną istotę, która ma gorsze dni, której makijaż uwydatnia zalety, ale również cieszy się życiem. Fern jest postacią, która wiele zmienia. Jej osoba jest starannie scharakteryzowana, dająca coś w rodzaju nadziei, ale również wewnętrznego spokoju. Ta bohaterka po prostu daje nadzieję i szczęście samą swoją obecnością.

Ambrose jest typem bohatera łamiącego serce, ale nie swoim bezpośrednim czynem, ale raczej tym co stało się "po". Brose, na początku silny, odważny, dla niektórych był nawet superbohaterem, wzorem do naśladowania, ostoją, okazał się podatny na zranienia tak samo jak inni, może nawet bardziej. Nie wiem skąd autorka pozyskiwała informacje, ale wyszło jej to niezwykle realistycznie. Każda jej postać miała swój cel, który w pewnym sensie przedstawiał różne sytuacje życiowe i filozoficzne podejście do świata.

Czasem zdarzyło mi się przerwać lekturę, żeby pomyśleć o bólu, który dotknął tego silnego, młodego człowieka. Myślę, że autorka nie napisała tylko banalnego romansu, ale również miała ona charakter moralistyczny. Harmon stworzyła powieść, która z jednej strony podnosi na duchu, siłę miłości, przyjaźni oraz to, że zawsze liczy się wnętrze, ale również kruchość życia, niesprawiedliwość losu, co wielokrotnie już świetnie pokazała.

Historia Making Faces została przekazana narracją trzecioosobową, co mnie trochę zaskoczyło. Harmon pozwoliła w pewien sposób odgrodzić się od bezpośredniej integracji czytelnika z bohaterami, co wyszło bardzo realistycznie, jakbyśmy stali obok i patrzyli na wydarzenia, nie mając na nie wpływu, pozwalając bohaterom radzić sobie samym. Ciężko mi stwierdzić, jakim językiem napisana została powieść. Lekkim i prostym, ponieważ taki się wydawał, ale brakuje tu jeszcze jednego epitetu: emocjonalny? Pewne rzeczy wykluczają się w książkach tej pisarki, ale wiem jedno: nie ma lepiej od niej, kiedy pisze o miłości, śmierci, stracie i nadziei.

Może moja banalność osiągnie najwyższy level, kiedy napiszę, że gorąco polecam Making Faces oraz inne książki autorki. Nie ma drugiej takiej i teraz to widzę. Amy Harmon dokonała niemożliwego - stworzyła nową historię miłosną, ale jednocześnie tak boleśnie prawdziwą i rzeczywistą.

ZA MOŻLIWOŚĆ PRZECZYTANIA DZIĘKUJĘ GRUPIE WYDAWNICZEJ HELION!
Copyright © Wąchając książki , Blogger