„Jak
wytresować smoka 3. Ukryty świat” („How
To Train Your Dragon: The Hidden World”)
DreamWorks Animation 2019
To już chyba będzie moja mała
tradycja, że o filmach, które w jakiś sposób na mnie wpłynęły czy te, po
których nie umiem sobie poradzić z dalszym życiem, napiszę moją opinię. Coś w
stylu terapii. Kiedy to piszę jestem osiem dni po premierze „Jak wytresować smoka 3”, po trzech seansach
w kinie oraz dwukrotnym obejrzeniu obu poprzednich części i 8 sezonach serialu.
I to w kilka dni. Obawiam się, że ta na pozór nieszkodliwa seria spowodowała u
mnie wielką obsesję i stanowi ogromną część mojego życia.
Od premiery pierwszej części
trylogii „Jak wytresować smoka”
minęło dziewięć lat. Ciężko mi uwierzyć, że moja przygoda i miłość do smoków
się rozpoczęła, kiedy miałam dwanaście lat, teraz dwadzieścia jeden. Ironia,
liczba została odwrócona, ale jednocześnie czuję się, jakby wraz z premierą
epickiego finału i to jak został przedstawiony, zakończył się mój etap
dzieciństwa.
Twórcy filmu stanęli na
wysokości zadania i stworzyli, tak jak obiecywali, epickie zakończenie. Lecz
nie tylko trylogii, ale również dla wielu fanów, etapu ich życia. Jednak nie
jest to tylko skierowane dla już dorosłych widzów, chociaż moim zdaniem, bardzo
łatwo się odnajdą w fabule i zrozumieją jej piękno i przekaz. Dzieci oraz młodzież
odkryją wspaniałe możliwości świata smoków, ale również nie zawiodą się na
moralnym przekazie ukrytym w samym zakończeniu i słowach głównego bohatera,
Czkawki.
Piękna animacja i działająca
na zmysły muzyka, to cudowne uzupełnienie zakończenia szalonej przygody. W tej
odsłonie przygód Czkawki i Szczerbatka ogromny nacisk położony został na miłość
– wszystkie jej odcienie (cóż, nie ukrywam, że bardzo ciężko mi to napisać, już
mam łzy w oczach) i jej konsekwencje czy ból. Nasi odważni bohaterowie muszą
się zmierzyć z wielką odpowiedzialnością swoich funkcji: wodza Berk oraz króla
smoków i zadaniami jakie przed nimi one stawiają. Ewidentnie widać, że akcja
skupia się na uczuciach łączących smoka i jego jeźdźca, relacji Czkawki i
Astrid oraz Szczerbatka i Białej Furii. Jednak reszta Smoczych Jeźdźców jest tu
raczej na drugim planie, podobnie jak w poprzedniej części, jednak uważam, że
ich potencjał (w pełnej krasie) został wykorzystany w pełni, na tyle, aby nie
przysłonić głównego przekazu.
Piękne i wzruszające
zakończenie to, bardzo chciałabym się nie powtarzać, najbardziej epicki, oszałamiający
i rozrywający finał, jaki kiedykolwiek miałam okazję obejrzeć (lub przeczytać).
Moje serce zostało zniszczone, ale jednocześnie umysł został zaspokojony. Myślę,
że nie prędko przejdzie mi życiowy kac, ale jednocześnie prawdziwą
przyjemnością będzie obejrzenie jeszcze wielokrotnie tegoż filmu i całej
trylogii. Te filmy, bohaterowie, byli ze mną prawie pół życia i pozostaną na
całą resztę. I zabrzmię jak nieprofesjonalistka (jakbym kiedyś nią była) i
psychofanka, ale bohaterowie, smoki i Berk to życie i być może podchodzę do
tego źle i wiem, że tak powinno zostać, ale z prawdziwą przyjemnością udałabym
się na jeszcze jedną część lub cokolwiek w tym uniwersum.
Teraz przede mną książki w
oczekiwaniu na wydanie filmu na DVD.