„Najjaśniejszy promień słońca” Lisina Coney, Wyd. Znak 2025
Zdarzają się takie historie w życiu każdego czytelnika, które po prostu z miejsca znajdują miejsce w jego sercu — tak właśnie było ze mną i “Najjaśniejszym promieniem słońca”.
Historia Grace i Cala, chociaż z pozoru może wydawać się kolejnym romansem na półce, to zdecydowanie jest “czymś więcej” — to historia o rozkwitaniu.. Coney pięknie pokazuje przyjaźń, która połączyła głównych bohaterów, a chociaż nie byli idealnie, to dla siebie byli wszystkim, czego pragnęli.
Dla takich książek właśnie żyję.
Na moment zapominam o wszystkim, co mnie martwiło przez ostatnie kilka tygodni, i skupiam się na jedynej prawdzie, która się liczy — chcę, żeby Grace była częścią mojego życia tak długo, jak mnie zechce jako moja najlepsza przyjaciółka i nie tylko.
Jako moja powierniczka, wspólniczka, kochanka.
I promyk słońca dla mojego targanego burzami serca.
Grace nie miała w życiu lekko. Przeżyła traumatyczne wydarzenie, ale się nie poddała. Chociaż stworzona jest z dobroduszą chaotycznością typową dla młodej kobiety, to nie mogłam jej nie polubić. Była po prostu najjaśniejszym promykiem słońca. Cala pokochałam od razu. Cudowna męska postać, której troska i całokształt powodowały szybsze bicie serca. Powiedzieć, że jest ideałem, to jak nie powiedzieć nic. Pomimo niepewności, strachu, odpowiedzialności, był naprawdę jedną z lepiej skrojonych postaci męskich w romansach.
Romans jest, i to jaki! Nie przepadam ogólnie za motywem friends to lovers, ale mamy tutaj jego odmianę, którą szczerze uwielbiam — kiedy możemy obserwować początek znajomości bohaterów, ich kiełkującą przyjaźń, zaufanie i w końcu miłość. Jest również namiętność, chemia i tyle dobrego uczucia, że przyznam szczerze, popłakałam się na końcu, ponieważ ta dwójka zasługiwała na wszystko, co najlepsze.
— Kocham cię, słonko. Moje serce kochało cię od chwili, gdy rozpoznało twoje, tak podobne do mojego, piękne i bezinteresowne. Chcę je wielbić bez końca, trzymać bezpiecznie w dłoniach.
Autorka porusza również temat uzależnień, terapii i rodzicielstwa, co dla mnie (i chyba w tych czasach) jest turbo ważne. Nie traktuje tego jako tła, tylko wgryza się dogłębnie w te aspekty.
Przez “Najjaśniejszy promień słońca” się płynie. Ani się obejrzałam, a już ją skończyłam ze łazami w oczach i o wiele lżejszym sercem. Piękna, urocza, słodka i podnosząca na duchu historia, która tryska optymizmem, ale nie banałem. Kocham ją całym sercem — zdecydowanie ląduje w topce!
Współpraca reklamowa z Wydawnictwem Znak!
W serii:
Najjaśniejszy płomień słońca | The Darkest Corner of the Heart | The Deepest End of Love
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz