Witaj w domu, jadowite dziecko.
“Bezsenni” to jedna z tych historii, które, chociaż bardzo chciałam, nie dałam rady skończyć (porzuciłam ją na ostatnich rozdziałach). Nie przerwałam jej dlatego, że była zła, ale po prostu nudna. Nie było ani chwili, żebym czuła się zaangażowana w akcję czy losy bohaterów. Wiele razy przyłapałam się na tym, że tylko śledzę tekst wzrokiem.
Przed sięgnięciem po nią byłam zafascynowana opisem: dziewczyna stworzona przez boginię, która zakochuje się w potworze? Przecież to brzmi tak dobrze! Ale chyba po raz kolejny utwierdziłam się w przekonaniu, że powieści YA powinnam sobie odpuścić — więc zrzucam winę na siebie.
Jeśli chodzi o postaci, to tutaj niestety mocno nie zagrało. Mamy obietnice nietuzinkowego trójkąta miłosnego i, chociaż nie lubię tego motywu, to jakże pragnęłam chociaż jego namiastki! Odniosłam wrażenie, że Elver i Artair jako-tako posiadali jakieś cechy charakteru, ale tylko dopóki się nie spotkali (co nastąpiło dość szybko). I jeszcze bym przeżyła, gdyby zawładnęły nimi nastoletnie hormony, ale oni ze strony na stronę robili się coraz bardziej bezpłciowi. Dodajcie do tego motyw drogi, czyli wędrówka po świecie, który jest dosłownie wszędzie taki sam…
Chemii między nimi w ogóle nie było, co strasznie mnie zawiodło, a relacje z innymi postaciami również leżały — strasznie płasko nakreślone.
Porzuciłam ją, ponieważ nie czułam się poruszona ani fabułą, ani światem, ani bohaterami. Nudziłam się jak mops, a każdorazowe sięgnięcie po tę historię wiązało się z przymusem. Chciałabym móc napisać coś lepszego, ponieważ ta historia nie była zła, może okazać się nawet dla niektórych ciekawa, ale ja po prostu nie poczułam z nią chemii.
współpraca reklamowa z Wydawnictwem Jaguar
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz