Carina Bartsch - Zima koloru turkusu

sobota, października 31, 2015

Zima koloru turkusu
Carina Bartsch
Tytuł oryginalny: Türkisgrüner Winter
Wydawnictwo: Media Rodzina
Seria: Lato koloru wiśni #2
Rok wydania: 2015


Emley i Elyas są młodymi ludźmi, których rzeczywistość przerosła. Dorosłe życie zdeptało ich idealistyczne poglądy i rzuciło na głęboką wodę. Oboje szukają luki w systemie życia codziennego. Poszukują również miłość, która, jak na razie, obchodzi ich szerokim łukiem. Czasem zderzają się ze sobą, w marzeniach, snach, ale dzielące ich tajemnice są zbyt bolesne, żeby mogli stworzyć coś razem. Los stawia im wyzwanie, przeszłość rzuca na nich swój cień - teraz czas na ich ruch. Czy zostaną w cieniu albo wyjdą na światło dnia?

Idealny wampir... Lepiej bym tego nie ujęła. Edward Cullen, ten cienias, mógł się przy nim schować.

Długo zastanawiałam się... Dobra, zastanawiam się, który tom jest lepszy. Jedne argumenty przemawiają za Zimą koloru turkusu, ale są też kontrargumenty, które silnie obstawiają przy Lecie koloru wiśni, i co teraz? Prawie rozpisałam zalety i wady w tabelce, ale doszłam do wniosku, że zakończenie jest tak genialne i wprawiło mnie w iście szampański nastrój, więc druga część historii wygrywa. I niech tak zostanie, chociaż na kilka chwil.

Bartsch zarzucam tylko to, że rozdzieliła naszych (moich) ukochanych bohaterów. Chociaż jak patrzę na to teraz, po upływie kilku godzin, to jestem skłonna uznać, że był to zabieg nieunikniony i musiał nastąpić. Wiedziałam to już w pierwszym tomie, ale nie myślałam, że tyle się jeszcze wydarzy pomiędzy. Jest to nieliczna z powieści, która potrafi wzbudzić we mnie uczucia oddania do ostatniej kropli krwi.

Dopiero kiedy człowiek przejdzie piekło, może docenić piękno nieba. A moje niebo było o tyle piękniejsze, że dobrze wiedziałam, jak głęboko mogą sięgać fundamenty piekła.

Emley jest strasznie irytująca, tak bardzo przypomina mi mnie samą, że mam ochotę krzyczeć. Niestety, jest ona tylko bohaterką do kochania, bo nic więcej nie można z nią zrobić. Jest typową postacią z krwi i kości, którą prawdopodobnie mijamy codziennie na ulicy. Inteligenta, ale trochę zagubiona w życiu codziennym i uczuciach. Boi się, że nie przeżyje, jeśli da ukochanemu kolejną szansę.

Elyas, ach, Elyas... Ten człowiek jest moim bogiem i nałogiem. Kocham go całym moim skamieniałym sercem i kochać go będę po wsze czasy. Czy może być bardziej idealny mężczyzna niż on? Odpowiedź jest prosta: nie. Zastanawiałam się długo, co mnie w nim przyciąga i stawiam na sposób bycia i wyobrażenie jego uśmiechu. Chociaż sprawił wiele bólu Emley, to wybaczyłam mu już sto lat, i jeden dzień, temu.

Jeśli jest czy istnieje bardziej idealna powieść od tej, to nie uwierzę, póki nie przeczytam. Jest to seria, która może konkurować z tymi napisanymi przez Rea Carson (Trylogia ognia i cierni) oraz Jessiką Sorensen (The Coincidence). Nie mogę się doczekać aż znowu zagłębie się w świat wykreowany przez Bartsch, chociaż z przyjemnością przeczytałabym dalsze losy tej dwójki.

- Czy to znaczy, że mamy... historię? - zapytał.
- Elyas - powiedziałam z uśmiechem. - Myślę, że materiału starczyłoby na całą książkę, i to tak gruba, ze dałoby rade zrobić z niej dwa tomy!

Chyba nie muszę pisać, że polecam? I tak napiszę. Polecam, gorąco, zapamiętale wszystkim. Jest to obowiązek każdej czytelniczki: przeczytać i mieć tą serię na swojej półce. Kocham, bo nie umiem nic innego napisać. Czuję się fantastycznie i jeszcze długo będę się uśmiechać sama do siebie wspominając Elyasa.

Lato koloru wiśni | Zima koloru turkusu | Wiosna koloru słońca

ZA MOŻLIWOŚĆ PRZECZYTANIA DZIĘKUJĘ WYDAWNICTWU MEDIA RODZINA!
Obsługiwane przez usługę Blogger.