Mroczne dziedzictwo
Marian Kowalski
Tytuł oryginalny: Mroczne dziedzictwo
Wydawnictwo: Sumptibus
Seria: -
Rok wydania: 2015
Wyzwanie: +1,7cm
Od zawsze pałam niewytłumaczalną
niechęcią do polskich twórców, ale jeśli ostatnimi czasy uświadomiłam sobie, że
rodacy wcale nie są tacy źli, to Marian Kowalski utwierdził mnie w przekonaniu,
że moje uprzedzenia są jak najbardziej słuszne. Jego powieść, Mroczne dziedzictwo,
pozostawiło mnie w dziwnej świadomości, że nie zrozumiałam o czym była
historia.
Przekonałam się, że piękne słowa, ozdobniki, mnoga ilość
synonimów, choćby nie wiem jak pięknych, jest to zdecydowania za mało, żeby
uznać tą prozę, za dość wartościową.
Chaos jaki autor wprowadza w samą teść, jest co najmniej dziwny i
mogłabym pokusić się o stwierdzenie, że autor nie do końca wiedział o przekazie
lub po prostu zgubił, gdzieś główny wątek.
Jednakże muszę przyznać, że
niesamowicie uśmiałam się, kiedy zorientowałam się, że podczas ludowych legend
pojawiają się trzy kobiety: Sydonia, Anna i Geira. Nie wiem, co łączyło te
kobiety, dlaczego w powieści o czarownicy, była obecna księżniczka, która zdaje
się, że nie miała nic wspólnego z czarami. Nie wiem, żałuję tylko, że autor nie
pociągnął wątku czarów w nieco bardziej schematycznych.
Główni bohaterowie są
przedstawieni dość dziwnie i z intrygującego romansu, otrzymałam coś na kształt
historii małżeństwa z nieproszonym gościem. Polka, Irena, spadkobierczyni
imperium czarów, którzy przypadł jej w udziale z krwią, okazała się kiepsko
wykreowaną bohaterką. Nie rozumiałam jej postępowania, uczuć ani historii,
którą tak skrupulatnie pisarz chciał przekazać czytelnikowi. Bardziej
przystępny okazał się Daniel, Niemiec, którego jest, niestety, stosunkowo mało
w całej powieści, ale za to zyskał moja sympatię. Potrafił oddać się uczuciu,
zastanawiać się nad zjawiskami nadprzyrodzonymi oraz rzeczywistością.
Zakończenie nie wpływa
dobrze na całą historię, jest jakby oderwane od całej opowieści, snutej poprzez
morskie fale Pomorza. Oczywiście pomijając niezdecydowanie autora, to powieść
można zaliczyć do dobrych, jeśli nie będziemy kierować się słowom z okładki,
należy uznać ją za historię o ocenie dobrej. Możliwe, że się mylę, ale uważam,
że mężczyzna zabierający się za romans, to nie jest dobre połączenie i właśnie
Kowalski utwierdził mnie w tym osądzie.
ZA MOŻLIWOŚĆ PRZECZYTANIA DZIĘKUJĘ FUNDACJI KULTURY AKADEMICKIEJ!