Z twórczością Geny Showalter jestem już obeznana na wystarczającym poziomie, żebym mogła wyrazić odpowiednio rzeczowe zdanie o jej powieściach. Do tej pory, autorka wywierała na mnie tylko dobre wrażenie, więc bez cienia niepokoju podeszłam do jej nowej serii. Nie oczekiwałam po „Pierwszym życiu” szalonych pomysłów, wartkiej jak górska rzeka akcji i bohaterów głębokich jak pustynna studnia. Przechodząc do sedna sprawy, książka ta
okazała się średniakiem, co mówię z najprawdziwszym bólem serca.
Na początku książka wydawała się naprawdę świetna, pierwsze kilka
stron rozbawiło mnie do łez, więc nastawiłam się na zabawną, lekko
sarkastyczną historię. Nie, nie powiem, że taka nie była, ale wiele spraw
pozostawiam do dalszego przemyślenia. Pierwszą wadą i czymś, co nie dawało mi
spokoju, to główna bohatera, o której za moment napiszę więcej. Drugim
niuansem, bo chyba mogę to tak nazwać, to świat przedstawiony. Nie był on jakiś
straszny czy coś o podobnych klimatach, ale mimo wszystko do końca nie
zrozumiałam o co tak naprawdę chodzi, oprócz oczywistego wyboru i przekazu. Tak bardzo wiele spraw zostało niewyjaśnionych lub niedostatecznie przystępnych.
Tenley była strasznie irytująca. Naprawdę, nie mogłam
doszukać się w jej charakterze te lekkości Showalter, z którą potrafi wykreować
naprawdę genialnych bohaterów. Dziewczyna była „twarda”, a piszę to słowo z
najwyższą pogardą, ponieważ nienawidzę, kiedy ktoś próbuje mi wmówić, że
bohater jest taki, siaki i owaki, a w gruncie rzeczy jest beznadziejny i
całkowicie przeciętny. Decyzja, który świat ma wybrać zajęła jej całą powieść,
co jest po prostu śmieszne, a przy okazji jej wahanie nie było zbyt dobrze uargumentowane.
Nie będzie zaskoczeniem, kiedy napiszę, że całą powieść
uratowali jedynie męscy bohaterowie, którzy po prostu zwalali mnie z nóg.
Archer był zabawny, sarkastyczny i przez chwilę myślałam, że tylko ja
dopowiadam mu te fantastyczne cechy. Drugi, Killian, był bardziej brutalny i
jak się okazało, bardziej ckliwy, ale mogłabym mu to wybaczyć, ponieważ jego
zatargi z Archerem, to po prostu był strzał w dziesiątkę.
„Pierwsze życie” ma w sobie tą pewną dozę lekkości, za którą
tak cenię Showalter, ale jednak jest stosunkowo za mało, żebym mogła cieszyć się w pełni
lekturą. Irytująca bohaterka i niezbyt zrozumiały świat to bardzo duże nie udogodnienia,
żebym mogła przejść po nich do normalnego cieszenia się lekturą. Dla bardzo wymagających czytelników: nie polecam
tej powieści, można się poważnie rozczarować.
#1 Firstlife. Pierwsze życie | #2 Lifeblood | #3 Everlife
ZA MOŻLIWOŚĆ PRZECZYTANIA DZIĘKUJĘ WYDAWNICTWU HARPERCOLLINS POLSKA!