AVENGERS: WOJNA BEZ GRANIC | film

środa, maja 09, 2018
ŹRÓDŁO
Avengers: Wojna bez granic (Avengers: Infinity War), 2018


Wiele milionów ludzi zadaje sobie bardzo trudne pytanie: co się stanie, jak nastąpi koniec? Nie chodzi tutaj o problemy egzystencjalne, chociaż mogę Was zapewnić, że właśnie taki mam odkąd opuściłam salę kinową, ale raczej myślę o tym, co stanie się, jak już zakończymy pewien rozdział. Twórcy w Marvel Studios właśnie obrali tę drogę ku zakończeniu pewnego rozdziału. Uprzedzając wszelkie protesty, nie sądzę, żeby wątki zostały przeciągane jak w przypadku X-Men'ów. Chociaż nie wiadomo jak tego pragnę i liczę na to, że to nie koniec Avengers. Jednak mimo wszystko i nie zważając na moje marzenia, będzie mi bardzo ciężko pożegnać się z ulubionymi superbohaterami, chociaż wiem, że większość z nich miała już swoje pięć minut (kocham Cię, Tony!).

Avengers: Wojna bez granic to nie jest zwykły film. Moim zdaniem to mieszanka wybuchowa, którą może nie przeżyć człowiek o słabych nerwach. Ja sama ledwo wyszłam o własnych siłach. Przypomnijcie sobie intro z Atomówek, jak Profesor miesza różne składniki i powstają superbohaterki. Chociaż ta analogia dosłownie przed chwilą wpadła mi do głowy, to mam dziwne wrażenie, że jest niezwykle trafna. Tyle tylko, że zamiast składników mamy postaci z niemal wszystkich poprzednich filmów, których losy ważą się wraz z losem wszechświata. Więc od razy nasuwa się myśl, że bez znajomości innych przygód Avengersów i ich nowych przyjaciół, ani rusz z domu. I to jest doskonałe stwierdzenie, kochani. (wszystko w swoim czasie, przygotowuję dla Was coś specjalnego)

Do kina na pierwszy seans trafiłam zupełnie przypadkiem. Nie planowałam oglądać tego filmu na wielkim ekranie lub przynajmniej nie w najbliższym czasie. Musiałam nadrobić kilka poprzednich produkcji i chociaż ostatecznie tego nie zrobiłam, to też świat się nie skończył. Tak więc wybrałam się pod wpływem impulsu i, nie ukrywam, była to jedna z najlepszych decyzji, które podjęłam w ostatnim czasie. Obejrzenie nowych Avengersów w kinie, utwierdziło mnie tylko w przekonaniu, że jest to jedna z najlepszych rozrywek, jakie umożliwia nam technologia.


Całe dwie i półgodziny przesiedziałam z otwartymi ustami, bojąc się mrugnąć, żeby nie stracić niczego ważnego. Przede wszystkim wybierając się do kina, zostałam poinformowana, że bohaterowie będą ginąć nie zależnie od popularności czy sympatii widzów. Przeraziło mnie to nie na żarty, więc siedziałam jak na szpilkach, czekając aż postaci zaczną umierać. Jeśli nadal Was nie przekonałam, to warto zwrócić uwagę na to, jak twórcy zagrali na emocjach. Wojna bez granic łączy humor, powagę i łzy w bardzo subtelny sposób. Nie widziałam chyba jeszcze takiego filmu, na którym siedziałabym z takim wyczekiwaniem i zdenerwowaniem. Dla mnie najboleśniejsze było zakończenie, chociaż oddycham z ulgą, że już w przyszłym roku będziemy mogli obejrzeć kontynuację.


Oczywiście polecam z całego serca. Ten film to połączenie wartkiej, wybuchowej akcji oraz silnych emocji. Jeśli to ma być podsumowanie dotychczasowych dziesięciu lat pracy twórców, to ja spokojnie mogę napisać, że odwalili naprawdę wspaniały kawał roboty, chociaż zdarzało im się kilka potknięć. Nie mniej, wybieram się na film po raz drugi i teraz bogatsza o nadrobienie zaległych produkcji.
Obsługiwane przez usługę Blogger.