„Najdroższy sąsiad” („Neighbo Dearest”) Penelope Ward, wyd. EditioRed 2018
Tak to już z romansami bywa, że
trzeba mieć do nich nastrój i po prostu je lubić. Nie da się ukryć, że jest to
gatunek specyficzny jak każdy inny i ma swoją grupę odbiorów. Nic bardziej w
świecie nie irytuje mnie tak, jak osoby, które nie lubią tego gatunku, a
czytają i robią negatywną opinię. Jednakże, trzeba być również dobrym w tym, co
się robi, że nie powielać milionowych schematów. I tak właśnie zrobiła Penelope Ward w swoim
genialnym i dość kontrowersyjnym „Przyrodnim
bracie” oraz powtórzyła – z mniejszym lub większym powodzeniem – w „Najdroższym sąsiedzie”.
Na samym początku byłam
oczarowana! Poprowadzenie historii miłosnej od niechęci przez prawdziwą
przyjaźń do wielkiej miłości, to pomysł może już dobrze znany, ale nie zawsze
dobrze przedstawiany. A autorce ta część
powieści wyszła naprawdę genialnie i nie mogę nie oddać jej, że ma prawdziwy
talent. Właściwie to książka miała tylko jedną wadę, którą mogę zgrabnie
zamknąć w jednym zdaniu. Kiedy już doszło do długo wyczekiwanego momentu, Ward
nagle gdzieś zniknęła – w książce pojawiły się częste wulgaryzmy i zaczątki
jakiś dziwnych fetyszy, co trochę zmieniło mój odbiór całej historii. Byłam w
niezłym szoku, kiedy czytałam te kilkanaście stron, ale na całe szczęście,
pisarka wróciła do swojego pełnego humoru i przekomarzania się stylu i
uratowała wszystko.
Bohaterowie u Ward są bardzo
dobrze wykreowani. Trochę z przymrużeniem oka, humorem i dystansem, a
jednocześnie bardzo uczuciowi. Wręcz preferuję taki typ postaci, więc myślę, że
świetnie „zgrałam się” z autorką. Chelsea, którą poznajemy, jest krótko po
rozstaniu ze swoją miłością życia, bratnią duszą i ogólnie mówiąc ma strzaskane
serce. Spodobało mi się ukazanie jej jako ludzkiej, ze złamanym sercem, nie
potrafiącej sobie poradzić z tym faktem i zrozumieniem go. Damien za to z
początku nie wydawał się jakoś szczególnie zachwycający, wręcz schematyczny. I
taki trochę był do końca, ale miał swoje wzloty i to nawet bardzo wysokie.
Podsumowałabym go jako aspekt humorystyczny powieści, a jednocześnie tego jednego
jedynego i idealnego. Po prostu stworzony w punkt, ale mającego słabe strony.
Współczesny rycerz bez konia.
Styl pisarki jest dobry, szybko
się czyta i nie jest nachalny. Ward pisze tak dobrze, że nie sposób się oderwać
od jej książek oraz chce się szybko do nich wracać. Podoba mi się to, że nie
zrobiła serii, nie narzuca kolejnych książek. Może przeczytać „Najdroższego sąsiada” po „Przyrodnim bracie” lub nie, bez różnicy.
Chociaż ja polecam gorąco obie książki – wspaniała rozrywka na zimowe wieczory
lub szarą codzienność. Ubawicie się po pachy, zakochacie i odprężycie się
należycie przy dobrej, zabawnej lekturze.
ZA MOŻLIWOŚĆ PRZECZYTANIA DZIĘKUJĘ GRUPIE WYDAWNICZEJ HELION!