„Pan. Sekretne dziedzictwo króla elfów” („Das geheime Vermächtnis des Pan“) Sandra Regnier, wyd. ADAMADA 2017
„Stara
miłość nie rdzewieje”. Powiedzenie, które wybrałam nie bez znaczenia.
Prawie od początku mojej przygody z czytaniem, darzę wielką miłością powieści
napisane przez niemieckie autorki (literatury współczesnej). A moją największą
z nich, do której czuję ogromny sentyment, uwielbiam do niej wracać i czytałam
ją kilka razy, jest „Trylogia czasu”
Kerstin Gier. Dlaczego o niej wspominam, zapytacie. Uważam, że „Dziedzictwo
króla elfów” jest właśnie dla mnie takim powrotem do czasów gimnazjum, kiedy
czytałam Gier po raz pierwszy. Cudownym powrotem do czasów dzieciństwa,
najlepszym możliwym wspomnieniem czasu spędzonego na szukaniu ciekawych,
wciągających przygód; czasów, kiedy mogłam żyć czytanymi książkami; głupawek z
przyjaciółką, których powodem byli fikcyjni bohaterowie.
Regnier zrobiła coś niesamowitego. Naprawdę
żałuję, że „Sekretne dziedzictwo króla elfów” stało na mojej półce kilka lat,
ale cieszę się, że miałam tę książkę pod ręką, kiedy najbardziej jej
potrzebowałam i miałam tak wielką ochotę na historię o elfach. Podczas lektury
mamy do czynienia z wieloma tajemnicami, ale za to tej największą już znamy,
chociaż Felicity nie jest jej świadoma. I to uważam za jedną z najlepszych
zalet tej historii (chichotanie jak nastolatka całkowicie dozwolone). Nie jest
to również zagadka oczywista, więc główna bohaterka nie zgadnie jej treści, a
przy okazji nie ma ochoty się krzyczeć z frustracji, że jeszcze się nie
domyśliła. Piękna sprawa.
Felicity jest dla mnie postacią, której nie
mogłam nie polubić. Zdecydowanie jedną z ogromnych zalet pierwszego tomu jest
autentyczność bohaterów (na tyle, ile autentyczna może być fantastyka). City
była bohaterką z krwi i kości, z wadami i zaletami – inteligentna, uparta,
sarkastyczna, z poczuciem humoru. Jestem zdecydowanie na tak, a nadal rzadko
lubię główne bohaterki. I oczywiście, jest jeszcze Lee, który ma zdecydowanie
wielkie szanse na znalezienie się na mojej liście najlepszych męskich
bohaterów. Nie jest jakiś przesłodzony, wyidealizowany. Właściwie jest
strasznie trudny do rozszyfrowania i zrozumienia, co nadaje mu jeszcze więcej
tajemniczości. Nie jest jednak schematycznym buntownikiem.
Bardzo ważnym dla mnie aspektem jest dobór
wieku do zachowania bohaterów lub bohaterów do wieku. Jak zwał, tak zwał.
Jednak autorce się udało, idealnie trafiła punkt. Jedyną, lekko irytującą
sprawą były ciągłe kompleksy Felicity. Ale kto w wieku osiemnastu lat ich nie
ma? Po jakimś czasie, przymyka się oko. Do tego liczne tajemnice, przyciąganie
między bohaterami i liczne nawiązania do popkultury. Prawdziwe złoto.
Książka Regnier obudziła we mnie wspomnienia i
wzbudziła uczucia, które do tej pory czułam tylko kilka razy. I już za to
trafia do mojego top najlepszych książek. Wartka akcja, ścierający się
bohaterowie, zaskakujące tajemnice. I ta jedna z nich najważniejsza, przez
którą czułam więź z Lee, ponieważ dzieliliśmy ją razem. To po prostu była
magia. Magia, którą można poczuć tylko dzięki książkom. „Sekretne dziedzictwo króla elfów” to zaskakująca powieść, zawierająca
moje ulubione motywy. Kiedy myślałam, że lepiej już być nie może, na następnej
stronie było. Londyn, elfy i… sekretny motyw, którego Wam nie zdradzę, ale jest
wart zapoznania się z tą serią, jego miłośnicy się nie zawiodą.
Nie umiem w pełni wyrazić zalet tej książki. Co
jeszcze może przekonać czytelnika, żeby sięgnął i spróbował zatracić się w tej
historii, jak ja? Niecodziennie spotykam historie, przez które przenoszę się w
czasie. Naprawdę wzruszające jest to, że potrafię jeszcze wzbudzić w sobie
tamtą dziewczynę, która tak bardzo kochała opowieść Gwendolyn i Giedona, która
wróciła (chociaż na chwilę) za sprawą Felicity i Lee. Nie sądziłam, że tak
bardzo tęskniłam za tamtymi czasami, które są jeszcze jak żywe.
Trylogia
„Pan”:
#1 SEKRETNE DZIEDZICTWO KRÓLA ELFÓW | #2 Mroczna przepowiednia
króla elfów |
#3 Ukryte
insygnia króla elfów