"Córka niczyich światów" to powieść osadzona w intrygującym, lecz brutalnym świecie. Autorka tworzy świat oparty na magii, który trochę przypominał mi “Papierowego Maga”, ponieważ uczniowie muszą odbyć praktyki (uwielbiam motyw szkoły/nauki magii, więc tutaj ogromny plus). Mamy organizację zwaną Zakonami — coś w stylu akademii, ale też społeczności zrzeszającej osoby obdarzone magią. Świat jest również pogrążony w zewnętrznych i wewnętrznych konfliktach, wojnie oraz intrygach politycznych. Ewidentnie widać, że pierwszy tom to dopiero początek góry lodowej.
Akcja zaczyna się wartko i od razu poczułam się oszołomiona tematyką, którą porusza autorka. Nie jest ona lekka, ale muszę przyznać, że ukazana jest bardzo emocjonalnie. Jednak wolałabym nieco więcej przedstawienia realiów, w których żyją bohaterowie, i mam nadzieję, że zostanie to jeszcze lepiej rozwinięte w następnych częściach.
Tisaanah (imię nie było odmieniane, więc zachowam ten zapis) polubiłam od razu i cieszę się, że Broadbent postanowiła zerwać ze stereotypem szarej myszki, ale również badass. Główna bohaterka była niezłomna, uparta i odznaczała się żelazną siłą woli, ale również niezwykłą empatią i lojalnością. Podobała mi się jej motywacja — chociaż może nie była niczym wyróżniającym się, to podziwiałam jej charakter, pomysłowość i hart ducha.
Max to postać początkowo tajemnicza, choć teoretycznie poznajemy jego sekret. Jednak jego motywacja, niechęć — to wszystko jest nieznane. Jest odludkiem, niemal pustelnikiem, żyje z dala od zgiełku, cytując: "Nie jestem do tego stworzony". Świetnie skrojony bohater, który sypie sarkazmem jak z rękawa. On również ma mroczną przeszłość i podoba mi się sposób, w jaki autorka podeszła do jego postaci i traum.
Jest jeszcze kilku innych bohaterów, których mam nadzieję poznać w nadchodzących tomach. Strasznie polubiłam Sammerina — kolejną postać, która łapie za serducho i zdecydowanie ma swój wkład w delikatny humor, który był obecny.
Jeśli chodzi o relację między bohaterami, to początkowo jest bardzo oficjalna (nauczyciel-praktykantka) — trochę jak w "Papierowym Magu" czy "Narodzinach królowej". Zdecydowanie jest to slow burn i, chociaż jestem zakochana, to wolałabym jednak, żeby autorka dorzuciła więcej ognia. Nie wymagam tego, ale mogłoby to podgrzać atmosferę. Ciągle się zastanawiam, jak bardzo autorka chce wejść w ten wątek, ale myślę, że w zależności od rezultatu nie będę rozczarowana.
Płynęłam przez tę powieść, nie mogłam się oderwać. Od początku do końca byłam zaskoczona tematyką i podejściem autorki. Stworzony świat i bohaterowie byli wciągający. Z jednej strony świetnie bawiłam się przy lekturze, ale z drugiej strony silnie odczuwałam poruszaną problematykę, więc myślę, że jest to niewątpliwa zaleta. Idealnie wyważona akcja z wątkiem romantycznym oraz humorem — czyli to, co lubię najbardziej. Bardzo polecam i już nie mogę się doczekać kontynuacji!
Współpraca reklamowa z Wydawnictwem Hype