Cozy fantasy to gatunek wciąż mało mi znany. Zazwyczaj wolę nieco bardziej chaotyczne, namiętne i szalone historie, ale czasem potrzebuję ochłonąć, oczyścić głowę i sięgnąć po coś słodkiego, cudownego i całkowicie niezwiązanego z epickimi bitwami.
„Magia spod lady” to urocza, ciepła jak letni poranek i wciągająca historia o tak różnych postaciach, a jednak pełnych miłości, zrozumienia i cierpliwości. Była po prostu piękna, boska i całkowicie uzależniająca!
Bohaterowie byli zachwycający, jak zresztą wszystko w tej powieści, ale najbardziej urzekło mnie to, że tryskali dobrocią, otwartością i nie byli uprzedzeni. Główna bohaterka, Kiela – introwertyczka zakochana w książkach, traktująca je niemal z nabożną czcią – była mi niezwykle bliska. W wielu aspektach doskonale ją rozumiałam.
Pozostałe postacie są barwne niczym najpiękniejsza tęcza, a cała historia nikogo nie wyklucza. Może momentami bywa sielankowa, ale – jak napisała sama autorka – wszystko zaczęło się od filiżanki czekolady. I właśnie taka ta opowieść jest: ciepła, słodka, uzależniająca, a przy tym ogrzewająca serce i pozwalająca spojrzeć na świat nieco łagodniej.
Początek był zaskakujący, zupełnie nie tak go sobie wyobrażałam, ale wciągałam się w nią coraz bardziej z każdą stroną. Znajdziemy tu delikatny wątek romantyczny, piękne przyjaźnie, dżemy i motyw found family – jeden z moich ulubionych.
Zdecydowanie jestem na tak – zawsze i wszędzie. Cudowna, cudowna i jeszcze raz cudowna historia na wiosenne popołudnia, jesienne wieczory, letnie poranki i do zimowej herbaty. Innymi słowy: idealna bez względu na porę roku i nastrój – bo zły humor poprawi, a dobry tylko wzmocni 💕
Współpraca reklamowa z Wydawnictwem Jaguar!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz