Kass Morgan - Dzień 21

poniedziałek, listopada 23, 2015

Dzień 21
Kass Morgan
Tytuł oryginału: Day 21
Wydawnictwo: Bukowy las
Seria: 100 #2
Rok wydania: 2015


Stu kolonistów po wylądowaniu na Ziemi musi poradzić sobie z przeszłością. Ich postępki, które spowodowały, że zostali zesłani na ojczysta planetę, przestały się liczyć, ale zostało coś bardzo ważnego: przyjaźń. Odosobnieni powoli zdają sobie sprawę, że nie są sami i tubylcy nie są przyjaźnie nastawieni do przybyszów z kosmosu. Młodzi ludzie zaczynają odkrywać tajemnie sprzed setek lat, ale również ci w Kolonii odkrywają prawdziwy sens przetrwania i uratowania życia najbliższym. Życie już nigdzie nie jest łatwe, ale nie można myśleć tylko o sobie.

Aż wstyd się przyznać, ale nie miałam jeszcze styczności z twórczością Kass Morgan, chociaż Dzień 21 jest drugim tomem trylogii 100. Podeszłam do lektury z lekką rezerwą. Nie sądziłam, że można w tak krótkiej książce (ponad 260 stron) zawrzeć ciekawą kontynuacje pierwszej części, ale również zapowiedź końca, jeśli mogę się tak wyrazić. Ku mojemu wielkiemu zdziwieniu, historia, choć moja znajomość jej była niepełna, to książka wciągnęła mnie niesamowicie. Żałuję, że odkładałam ją od dłuższego czasu.

Morgan zrobiła to, czego pragnęłam, żeby zawierały książki, kiedy byłam kilka lat młodsza, czyli książka kręcąca się wokół miłości. Dzień 21 był przesączony miłością, trzy pary wręcz kipiały uczuciem, które z początku było mi bardzo ciężko określić, było tak zróżnicowane. Autorka niewiele wyjaśniała od razu, więc musiałam chwilę się naczytać, żeby poznać choć część historii uczucia głównych bohaterów. 

Relacja Bellamy'ego i Clarke wydawała się z początku mocno pogmatwana, ale szybko zorientowałam  się o co chodzi. Oboje byli młodzi i pełni uczucia, ale gdzieś głęboko, również zranieni. Bellamy był odważnym, ale również troskliwym starszym bratem. Jednak był również porywczy i lekkomyślny, co dodawało jego postaci dobrego smaku i oryginalności. Clarke jako młoda, inteligenta lekarka była nieco nudnawa. Nie wiedziałam czego mogę się spodziewać po rozwinięciu akcji, ale zawiodłam się i dziewczyna była dokładnie taka sama na początku i na końcu.

Wells był swego rodzaju mostem, który łączył Ziemię z Kolonią. Długo nie wiedziałam, co mam o nim myśleć, ale zakończenie powieści również nie objaśniło mi dokładnie roli jego postaci. Pozostaje jeszcze Glass i Luke, który byli moją ulubioną parą i ulubionymi bohaterami. Glass była bardzo realna i szczera, chociaż jej przeszłość nie była kolorowa. Luke... Wystarczy samo imię, żeby zdobył moją sympatię, ale był on również swoistą ostoją spokoju i delikatności w całym chaosie Kolonii.

Moim zdaniem, połączenie wątków miłosnych, dystopii i kosmosu, jest genialnym pomysłem. Na całe szczęście autorka podołała zadaniu i wyszło to naprawdę bardzo dobrze. Morgan stworzyła świat po apokalipsie, ale został dodany smaczek nadziei, co raczej nie często się zdarza. Olbrzymią cechą autorki jest odmienność i oryginalność w kreacji bohaterów, nie boi się uczucia. Czekałam bardzo długo na powieść, która będzie obracać się głównie wokół miłość, nieśmiertelnej miłość, która przetrwa wszystko.

Myślę, że po zakończeniu trzeciego tomu autorka ma duże szanse na trafienie na listę ulubionych autorów. Polecam bardzo gorąco, ponieważ bawiłam się bardzo dobrze podczas lektury. Nawet nie zauważyłam, kiedy dobrnęłam do ostatniej strony i byłam mile zaskoczona zakończeniem. Powieść daje zastrzyk energii, nadziei i uważam, że jest idealna na jesienne i zimowe wieczory.

Misja 100 | Dzień 21 | Homecoming

ZA MOŻLIWOŚĆ PRZECZYTANIA DZIĘKUJĘ WYDAWNICTWU BUKOWY LAS!
Obsługiwane przez usługę Blogger.