Pieśń Shannary
Terry Brooks
Tytuł oryginalny: The Wishsong of Shannara
Wydawnictwo: Replika
Seria: Kroniki Shannary #3 [fianł]
Rok wydania: 2016
Ocena: 6/10
Kiedy sięgałam po powieści Brooksa, byłam przekonana, że będą one dobrym przygotowaniem i wstępem do sięgnięcia po legendarnego Tolkiena. Kamienie elfów Shannary były dla mnie bardzo dobrą lekturą, ciekawym doświadczeniem i przygodą. Choć we wcześniejszym tomie przeszkadzały mi tylko nużące opisy, to Pieśń Shannary miała tych wad nieco więcej, co wpłynęło na moje lekko negatywne postrzeganie twórczości Brooksa, choć jestem pewna, że znajdą się i tacy czytelnicy, których te kilka niuansów nie zniechęci.
Nie mogę ukryć faktu, że cała trylogia napisana jest w podobny, schematyczny sposób: druid przychodzi do spadkobiercy magii z rodu Shannara, przekonuje go do wyprawy i wyruszają ratować świat przed siłami zła. Nie będę pisać, że mnie to nie znudziło, bo z początku takie nie było i w końcu wiedziałam z czym się zmierzę w trzecim tomie, a jednak w pewnym stopniu okazało się nużące, czytać mniej więcej o tym samym. Do tego doszło znacznie więcej bohaterów, którzy niewiele wnosili do samej historii i spokojnie autor mógłby się ograniczyć do tych najważniejszych, głównych postaci.
Brin, którą od samego początku bardzo polubiłam i obdarzyłam szacunkiem, jakim tylko może obdarzyć czytelnik bohatera książkowego, to z czasem moje oczekiwania wobec niej stawały się za wysokie, a jej rola została kierowana w zupełnie innym, nudnym kierunku. Uważam, że o wiele lepiej autor postąpiłby, gdyby zostawił jej osobowość taką jak na początku. Do tego jej towarzysz Rone był jakiś dziwny i bardzo trudno mi określić jego rolę, charakter i postawę, którą prezentuje. Był postacią w ogóle nic nie wnoszącą do fabuły, a przynajmniej jego rola została ograniczona, chociaż miał niewątpliwie wielki potencjał.
Jair, brat Brin, był zdecydowanie jednym z najlepszych bohaterów. Jego postępowanie było zawsze przejrzyste, jego charakter nie był niepotrzebnie komplikowany czy osłabiany. Był szczery, o walecznym sercu i niezwykle przyjacielskim uosobieniu. Nie zapomniał, co najważniejsze, o swoim zadaniu do wykonania i był niezwykle lojalny i oddany. Jego kompani tak jak on: byli odważni, ale połowa z nich należała do kategorii zbędnych.
Napisanie, że ostatni tom trylogii jest poprawny, jest banalne, ale nie mogę nie zaznaczyć, że Pieśń Shannary na początku czytało mi się szybko i przyjemnie, ale za nieco dalej niż połową szło mi strasznie opornie, co mogło być spowodowane niechybną przemianą głównej bohaterki i coraz to dłuższymi opisami, które dawały mi się we znaki jeszcze bardziej niż w poprzednim tomie.
Książkę polecam: miłośnikom Tolkiena i fantastyki, a nie polecam tym, którzy wolą powieści dynamiczne, krótkie i pełne zwrotów akcji. Brooks to niewątpliwie ciężki orzech do zgryzienia, ale dla fanów fantastyki, będzie to pozycja idealna.
Miecz Shannary | Kamienie elfów Shannary | Pieśń Shannary
ZA MOŻLIWOŚĆ PRZECZYTANIA DZIĘKUJĘ WYDAWNICTWU REPLIKA!