wtorek, września 24, 2024

WILDFIRE | Hannah Grace

Wildfire” Hannah Grace, przekład Paulina Surniakwyd. Zysk i S-ka 2024

Jestem pewna, że moja opinia nie odda w pełni mojego zachwytu i miłości do tej książki, tej serii, ale zrobię wszystko, żeby się to udało.

Na pewno znajdzie się ktoś, kto uzna, że "Wildfire" to kolejna z wielu historii miłosnych na rynku wydawniczym, jednak dla mnie to jest coś znacznie więcej, niż mogę czy chcę powiedzieć (będę w tej kwestii trochę tajemnicza). Powiem tylko, że z prawdziwą dumą, miłością i zachwytem mogę uznaję serię Maple Hills za KSIĄŻKI MOJEGO ŻYCIA!

"Wildfire" to, owszem, powieść idealna na wakacje, ale też pozwoliła jeszcze na chwilę zatrzymać słońce (akurat znowu zrobiło się ciepło i słonecznie, kiedy to piszę). Atmosfera letniego obozu zrobiła naprawdę genialną robotę, i chociaż nie zwracam szczególnej uwagi na tło w romansach, to tutaj było wszystko oddane w szczegółach. Pieczołowitość z jaką autorka podeszła do stworzenia dla bohaterów idealnej scenerii jest naprawdę godna uznania.

Już drugi raz Grace udowadnia, że można z romansu wyciągnąć znacznie więcej. Historia Russa i Aurory jest słodko-zabawno-gorzka i łapie za serce, nie odpuszcza do ostatniej strony. Mamy tutaj przede wszystkim motyw toksycznej relacji z rodzicami. Nie jestem za bardzo uczuciową osobą, ale muszę przyznać, że bardzo silnie zareagowałam emocjonalnie.

Chociaż po opisie obawiałam się trochę, że jest to opowieść jakich wiele, to szybko zostałam wyprowadzona z błędu. Pochłaniałam ją z wypiekami i uśmiechem na twarzy. Jest ona prostu piękna i orzeźwiająca.

Ta historia jest niemożliwe mądra, pełna ciepła i refleksji, ale również opowiada o zaufaniu, pewności siebie i wewnętrznych relacjach z samym sobą. Czułam się, jakby autorka trafiła mnie w sam środek serca. Myślę, że po lekturze tej książki nie będę już taka sama. Naprawdę nie przesadzam.

Bohaterowie są cudowni, całkiem nowi — doskonali w swej niedoskonałości. Brak mi słów, żeby ich opisać, ponieważ trzeba samemu dać im szansę. Aurora jest niewątpliwie jedną z barwniejszych i ciekawszych postaci kobiecych, jakie miałam okazję poznać w swojej karierze czytelniczki. Zazwyczaj nie przepadam za fikcyjnymi kobietami, ale Rory trafiła prosto do mojego serca i czuję, że mogłybyśmy się zaprzyjaźnić w prawdziwym życiu. Za to Russ... kolejny raz Grace zrywa z typowym szablonem męskiego bohatera, a ja mam słabość do rumieniących się, nieśmiałych introwertyków. Pokochałam go od pierwszej strony. Cudowny bohater, który udowadnia, że nie musi patrzeć spode łba czy być chodzącą red flagą, żeby poruszyć serce (i nie tylko).

Podoba mi się relacja głównych bohaterów, która może zaczyna się dość niefortunnie, ale zmienia się w przyjaźń i to prawdziwą. Normalnie nie przepadam za motywem friends to lovers, ale tutaj było to oddane idealnie, a do tego ta CHEMIA! Było dokładnie tak jak lubię: zabawnie, pikanie, ale również strasznie uroczo.

Kiedyś, ktoś powiedział/napisał mi, że autorzy, którzy rozdzielają głównych bohaterów nie mają pomysłu na fabułę i muszą zapełnić jakoś luki. Muszę to sprostować i przyznać, że w romansach nagminne są wielkie rozstania, które prowadzą do happy endu, ponieważ, właśnie tak, pisarze nie wiedzą jak połączyć relacje z zakończeniem. A Grace to potrafi, udowadnia bardzo dobitnie, że rozmowa jest najważniejsza (bohaterowie naprawdę rozmawiają o uczuciach) i chociaż nie zawsze można zgadzać się w każdej kwestii, można się ranić, mieć problemy z komunikacją, to najważniejsza jest właśnie próba podjęcia rozmowy, werbalnej artykulacji potrzeb, lęków i oczekiwań.

Kolejny raz autorka połączyła świetny humor z trudną tematyką, co wyszło jej idealnie. Wszystkie dialogi i sytuacje wychodziły lekko, naturalnie, czy mogę powiedzieć, że spontanicznie? Powiedzmy, że nie czułam się, jakby to była papierowa historia. Od samego początku czułam przywiązanie do bohaterów i traktowałam ich bardziej jak przyjaciół. Właśnie w taki płynny sposób przejdę do słów kilku właśnie o postaciach drugoplanowych, które kolejny raz pokazały niezłe show (wierzcie mi, uśmiecham się pisząc te słowa). Nigdy nie ukrywałam, że kocham motyw znalezienia rodziny, a tutaj mamy nawet takie dwa — odnalezienia się w rodzinie, która już istnieje oraz znalezienia nowej. Wyszło to przepięknie.

Czytałam ją błyskawicznie i wiedziałam, że jeśli ją zacznę, to muszę skończyć za jednym posiedzeniem. I tak też się stało. Uśmiech nie schodził mi z twarzy, aż miałam ją całą obolałą, co kompletnie mi to nie przeszkadzało. Śmiałam się w głos, ponieważ te niewybredne żarty i poczucie humoru... były totalnie w moim stylu. No wielbię tę książkę całą sobą.

Powiem tyle: Grace ustawiła poprzeczkę naprawdę wysoko i nie wiem, jak wrócę do czytania całej reszty romansów i jak będę je oceniać. Czy spojrzę jeszcze na jakąś inną historię miłosną tak samo i nie będę jej porównywać do "Icebreakera" czy "Wildfire"? No chyba tylko trzeci tom 😂


współpraca reklamowa z Wydawnictwem Zysk i S-ka

Icebreaker | Wildfire
Copyright © Wąchając książki , Blogger