Luty okazał się dla mnie książkowo bardzo plennym miesiącem. Nie wiem dlaczego, ale tę tendencję widzę co roku, odkąd prowadzę jakiekolwiek statystyki (podobnie jak w sierpniu), ale nie narzekam. Szczerze mówiąc, teoretycznie, po zakończeniu się najkrótszego miesiąca byłam już po 17 tygodniach mojego czytelniczego wyzwania, więc mogę odetchnąć z ulgą :)
Jednak samo podsumowanie publikuję tak niewybaczalnie późno, ponieważ nie miałam ochoty na pisanie, zdjęcia, książki i zaczęłam nową pracę. I to wszystko skumulowało się w totalny brak chęci. Chciałabym móc napisać, że będzie lepiej, ale niczego nie obiecuję. Chciałabym tylko trochę rozwinąć kanał, a o wszystkich filmach będzie informowani właśnie w podsumowaniach (chyba że polubicie fanpage'a :D).
„ARKTYCZNY DOTYK” Jennifer L. Armentrout
Myślę, że Armentrout to jedna z tych
pisarek, których przeczytam każdą książkę. Przekonuję się o tym coraz
częściej i w ogóle się tego nie wstydzę. Kocham jej twórczość całym sercem i
mogę polecić każdemu - niezależnie od upodobań literackich. Jeśli zaś chodzi
o jej serię "Dark Elements", to muszę przyznać, że dość długo
zwlekałam z kontynuacją, "Arktycznym dotykiem". Przez pewien czas
zastanawiałam się dlaczego, co mnie powstrzymuje? I chyba wiem: strach przed
"klątwą" drugiego tomu. I po części autorka jednak się nie
wybroniła i póki czytałam bez przerwy, historia powodowała u mnie szybsze
bicie serca i niekontrolowane wybuchy śmiechu oraz zachwytu na Rothem. A
kiedy zrobiłam niespełna 20 minutową przerwę (chociaż może to wcale nie
przerwa jej winna), już pod koniec, książka dziwnie zaczęła mi ciążyć... No
to nie było to, chociaż dla osób, które lubią Zayne'a, to będzie prawdziwa
gratka, to jednak nie było to. Ale, ale! W końcowym rozrachunku książka
bardzo mi się podobała i narzekać nie będę. No to jest nadal moja ukochana i
utalentowana Jennifer!
|
„OSTATNIE TCHNIENIE” Jennifer L.
Armentrout
Jakiś czas temu obiecałam sobie, że
nie będę maniakalnie pochłaniać wszystkich książek z serii, żeby się nie
przeżarły. No, z obietnicami to tylko dobrze na początku... W końcu, a może
nareszcie, skończyłam serię, która czekała na mnie od dwóch lat... I z jednej
strony jestem całkowicie spełniona i usatysfakcjonowana rezultatem, ponieważ
ten tom był idealny, lepszy nawet niż pierwszy! Chociaż brakowało mi czegoś,
czuję lekki gorzki posmak jak po zjedzeniu czerwonego banana!
Nie będę zaprzeczać, pomysł na Dark Elements jest wystarczająco świeży, żeby pozostać ze mną na znacznie dłużej i gwarantuję, że powrócę jeszcze nie raz do tej serii. Bohaterowie są na tyle wyraziści i zapadający w pamięć, że Roth znajduje się na liście największych książkowych crushy. Natomiast autorka... Czy możne mieć jakieś wątpliwości, jeśli chodzi o jej talent? Tworzy ona historie bogate: zabawne, urzekające i rozkosznie słodkie, przy czym zachowuję powagę sytuacji i nie spłyca wątków. Polecam jej powieści, jeśli traktujecie książki jako dobrą rozrywkę i chcecie, żeby zostały one z Wami nad długie, długie lata (wiem, co mówię!). |
„POWIETRZE, KTÓRYM ODDYCHA” Brittainy C.
Cherry
Cherry to kolejna
pisarka, z której poznaniem twórczości zwlekałam już bardzo długo. Za długo.
Nie zliczę, ile raz już w koszyku miałam jej książki, ale zawsze coś mnie
odwodziło od kupna jej powieści. Jednak w końcu postanowiłam dać jej szansę i
sięgnęłam po "Powietrze, którym oddycha" i czuję takie zaskoczenie i
niedosyt jej książek, że bardzo źle się z tym czuję. Przede wszystkim
zaskoczyła mnie tematyka, wiek bohaterów, ale także powaga. Szczerze mówiąc
myślałam, że będzie to historia a la "Ugly Love" lub inna, bardziej
przesłodzona, wersja Hoover... I jakże się myliłam! Opowieść o losach Elizabeth
i Tristana, to prawdziwy miód i słone łzy na policzkach. Coś pięknego,
niewymuszonego. Popłakałam się i to nie raz. Łzy pociekły w momentach
chwytających za serce, ale również w chwilach szczęścia.
Czasem lubię zagłębić
się w takie historię, ale prawdziwą magię nadaję im to, że mogę do nich wracać
- do fragmentów lub całości, kiedy tylko najdzie mnie ochota, a wciąż są tak
cudowanie wciągające jak za pierwszym razem.
„KRÓL BEZ SKRUPUŁÓW” Meghan March
Czego można się
spodziewać po przykuwającej uwagę okładce i niezbyt długiej historii? Z pozoru
pewnie niewiele, ale nie w tym przypadku. W „Królu bez skrupułów” dostajemy
intrygujący i elektryzujący wstęp do mrocznej trylogii. Przyznam się, że po
zakończeniu trochę zafiksowałam i chciałam bardzo poznać dalsze losy
bohaterów. Więcej znajdziecie w recenzji :)
„NAPIJ SIĘ I ZADZWOŃ DO MNIE” Penelope
Ward
Podobno pod wpływem alkoholu robi się
bardzo nieprzemyślane rzeczy. Bardzo dotkliwie przekonała się o tym bohaterka
„Napij się i zadzwoń do mnie”, chociaż to zdanie mógłby wymówić tylko jej
przyjaciel z dzieciństwa. W każdym razie, sięgając po nową powieść Ward
nastawiłam się na wszystko. Myślałam, że nic mnie nie zaskoczy, a jednak
autorce się udało! Więcej
znajdziecie w recenzji :)
„WETERAN” Katy Regnery
Po książki podeszłam
dość sceptycznie, ponieważ opierałam się głównie na tytule serii
"Współczesne baśnie". Właśnie, baśnie do mnie nie przemawiają, ale
jakimś cudem opis przyciągnął mnie na tyle, że książka znalazła się na mojej
półce. I niczego, absolutnie niczego nie żałuję. Pokochałam historię Savannah i
Ashera, chociaż na początku myślałam, że będzie to grzeczna powieść o miłości.
Jednak nie, nie było tak wyidealizowane jak "Making Faces", które
bardzo kocham, ponieważ złamało mi serce i przepłakałam przy tamtej historii
pół nocy, to "Weteran" jest jak z życia wzięte.
Regnery ukazała
dokładnie to, czego brakowało w powieści Harmon: ludzkich uprzedzeń i
obrzydzenia. I chociaż Fern była cudowna i naprawdę bezinteresowna, tak
Savannah miała cel i na początku nie była taka do przodu, więcej nie zdradzę.
Moim zdaniem w tej historii nie zabrakło autentyczności: była piękna, mocna i w
każdym calu idealnie nieidealna, jak jej bohaterowie. Śmiałam się i wzruszałam.
Coś jest w tych historiach o żołnierzach i wojnie, co łapie mnie szczególnie za
serce i za każdym razem doprowadza do łez. Polecam, z całego serca, jedna z
najlepszych książek tego roku! Czuję, że przeczytam ją jeszcze nie raz...
„OKRUTNY KSIĄŻĘ” Holly Black
Moim błędem było nienapisanie
moich odczuć po Okrutnym księciu od razu, a dopiero jak przeczytałam niemal
cały drugi tom, ale nie o tym.
Zapowiadało się
naprawdę dobrze, wręcz doskonały wstęp do dalszej historii... która coś mi
przypomina i to niezbyt udolnie. Pomijając fakt, że oczywiście ktoś pewnie
wpadł na ten pomysł jeszcze przed Maas, której seria o Okrutnym księciu jest
wręcz rażąca. Określiłabym pierwszy tom krótko: to jednocześnie coś, co
zabrakło na pierwszy rzut oka u Sarah, ale jakby głębiej się przyjrzeć, to właśnie
książkom Black brakuje tego "czegoś".
ZALETY:wiat jest
złożony i bardzo dobrze rozbudowany. Bohaterka nie jest jakąś głupią gęsią,
która przez przypadek trafia do świata elfów i uczy się wszystkiego na naszych
"oczach". I postać enigmatycznego, okrutnego i nienawistnego Cardana,
na którego rozwinięcie nadal czekam i ubolewam, że został tak zepchnięty na
margines.
WADY: bark wyraźnego
romansu, mimo przyciągania bohaterów i budowania napięcia. kiepska gra Jude,
owszem, gra. brak mi namiastki autentyczności w tej bohaterce, brakuje jej
czegoś w rodzaju piątej klepki.
No w każdym razie mam
nadzieję, że autorka wybrnie z tego całkiem przyzwoicie.
„ZŁY KRÓL” Holly Black
Po przeczytaniu „Złego
króla” jednego możecie być pewni: Holly Black stworzyła na nowo elfy.
Niebezpieczne, bez skrupułów i okrutne elfy. Dawno nie byłam tak bardzo
zadowolona z tego, co miałam w rękach, ale jednocześnie tak ogromnie zawiodłam
się na zakończeniu. Więcej znajdziecie w recenzji :)
„INNA BLUE” Amy Harmon
Zdecydowanie o tej pozycji mogę powiedzieć, że jest
inna, niezbyt w stylu autorki, jeśli mogę się tak wyrazić. Tematyka jest,
oględnie mówiąc, zaskakująca. No nie tego się spodziewałam, to na pewno. Z
jednej strony jestem zachwycona, ponieważ Harmon podejmuje ogromnie ciężki i
przytłaczający temat, co powaliło mnie na łopatki, ale z drugiej strony czegoś
brakuje, jakiś wielkich emocji, które wywołałyby u mnie potoki łez, jak reszta
jej książek. Jednak nie narzekam, książkę czytało się szybko i przyjemnie, chociaż
zakończenie nie było w wielkim stylu i to zabolało mnie najmocniej. Więcej znajdziecie w recenzji :)