MARZEC | 2019

piątek, kwietnia 19, 2019

Marzec przeleciał mi przez place i nawet nie wiem kiedy. Szczerze mówiąc, jako rasowy nerwus i osoba nie lubiąca pośpiechu, nie jestem z tego faktu zadowolona. Jednak myślę, że znam powód. Mianowicie znalazłam pracę i po prostu trochę przerasta mnie organizowanie czasu na uczelnię, stajnię, pracę i książki. 

Mam wrażenie, że w poprzedniej pracy miałam więcej czasu i lepszą organizacje. Później dwa miesiące bimbania na bezrobociu i proszę bardzo! Nie umiem wrócić do poprzedniego stanu rzeczy. A stosy rosną, egzemplarze przybywają, a ja nic! Może nadchodzące miesiące i wakacje to zmienią? Mam taką szczerą nadzieję.

W marcu przeczytałam 4 książki, ale jeśli chodzi o jakość to absolutnie nie narzekam. Znalazły się w tym małym stosiku dwie perełki. I oczywiście są niemałym zaskoczeniem. A chodzi mi o „Onyx&Ivory”, która jest absolutnie cudowna i idealna oraz „Wieża świtu”, co jest nie lada zaskoczeniem, ponieważ ja naprawdę nienawidziłam Chaola, a teraz się cieszę, CIESZĘ!, i nie mogę doczekać „Królestwa popiołów”


„GDZIE NIEBO MIENI SIĘ CZERWIENIĄ” Lisa Lueddecke;


Kiedy książka Lueddecke została wydana w Polsce, przez jakiś czas było o niej całkiem głośno. Wielu się nią zachwycało, wielu polecało. Wtedy też strasznie się nią ekscytowałam i obiecałam sobie, że ją przeczytam. I w końcu przyszła ta chwila. Przede wszystkim, nie rozumiem tych zachwytów. Owszem, książka jest dobra, może nawet bardzo. Jednak taka jednostajna akcja, powoli płynąca - to nie moje klimaty. Owszem, „Gdzie niebo mieni się czerwenią” jest historią magiczną, mityczną i ma piękną okładkę, ale chyba na tym się kończy. Nie poznajemy dobrze bohaterów, może trochę bliższa nam jest Ósa, ale Ivar, jej siostra, ojciec? Postaci z potencjałem, ciekawe są spychane na drugi, trzeci plan. Szczerze, to jakby autorka rozciągnęła fabułę w czasie, dodała kilkadziesiąt stron i lepiej rozwinęła bohaterów, to mogła to być jedna z lepszych książek, jakie w życiu czytałam. Ale tak nie jest, chociaż nie jest zła. Dla mnie czegoś brakowało, ale jednak zakończenie mocno mnie zaskoczyło, więc nie jest tragicznie.


„ONYX&IVORY” Mindee Arnett


Na przestrzeni kilku lat, moje wyobrażanie dobrej książki niewyobrażalnie się zmieniło. Szczerze mówiąc, do tej pory mnie to szokuje. Przede wszystkim, chociaż nadal zwracam uwagę na te same wątki, inaczej postrzegam ich konstrukcję, tak samo jak fabułę i bohaterów. Krótko: trudniej mnie zadowolić, ale jednocześnie mogę zwrócić Waszą uwagę na pozycję bardziej warte poznania. I takim przykładem jest „Onyx&Ivory”, historia godna każdej pozytywnej opinii. Więcej w recenzji :)


„WIEŻA ŚWITU” Sarah J. Maas;


Przeczytanie „Wieży świtu” było swoistym przełomem w mojej przygodzie ze „Szklanym tronem”. Dlaczego? Cóż, na pewno i w 100% zmieniłam zdanie o Chaolu, którego nienawidziłam przez wszystkie 4 tomy. Uznam, że jesteśmy kwita, bo on też był beznadziejny! Do tego sam pomysł tej części, sekrety i plany, to jest coś pięknego i oryginalnego. Nie czytałam chyba jeszcze serii, która byłaby tak zaskakująca, przemyślana i po prostu piękna - zwłaszcza relację między bohaterami. „Wieża świtu” wniosła tak dużo, a jednocześnie nie zawadza w całej historii, że jest nadzieja dla "dobra". Aż chce się żyć! Nie dam też maksymalnej liczby gwiazdek z prostego powodu: Nesryn i jej wątek, który był jakoś dziwnie płytki, mimo jej wielkich odkryć. Wznoszę modlitwy do wszystkich bogów, żeby nikt z głównych bohaterów nie umarł.


„POŚCIG” Elle Kennedy


Znacie to palące uczucie, zanim sięgacie po książkę swojego ulubionego autora? Otóż, ja znam je doskonale i czasem nie mogę przewidzieć, czy chodzi bardziej o zachwyt, szczęście czy zdenerwowanie. Jeśli jesteście ze mną na tyle długo, to powtórzę jeszcze raz, a jeśli nie, to dowiedzie się tego właśnie teraz. Elle Kennedy należy do mojego ścisłego grona najukochańszych autorów. Tak więc przeczytanie „Pościgu” było tylko kwestią czasu. Więcej w recenzji :)
Obsługiwane przez usługę Blogger.