POLSKIE MIASTO SMOKÓW | KRAKÓW

piątek, grudnia 27, 2019


Wyprawę do Krakowa można by spokojnie prześledzić na moim Instastories. Serio, nie żartuję. I może to zabrzmi głupio, ale dla takiego aspołecznego człowieka, wyjazd z domu do tek odległego miasta, to nie lada wyczyn i do tego w towarzystwie sześciu osób. Jedno trzeba przyznać, Kraków to zdecydowanie miasto pachnące historią. Bawiłam się naprawdę świetnie, chociaż żałuję, że nie zwiedziłam więcej miejsc. Nie ukrywam, że moim głównym celem wizyty w Krakowie były targi książki. Nie będę się na ten temat rozpisywać, oprócz tego, że jestem mega rozczarowana tym wydarzeniem, przygotowaniem wystawców (czyt. wydawnictw) i ogólną atmosferą. Bardzo niefajnie, ale dzięki Bogu, nie było to naszym jedynym celem. Wierzcie mi, ale jakbym miała spędzić na targach wszystkie trzy dni, to dostałabym trwałej depresji.


W piątek wraz z ekipą rozdzieliliśmy się na dwie drużyny, więc większość z nas przyjechała dopiero wieczorem. Głodni i wymęczeni mieliśmy ochotę tylko coś zjeść i zregenerować siły przed pełną wrażeń sobotą. I tutaj kolejny szok, wybrać dobrą restaurację i to jeszcze z wolnym stolikiem na siedem osób, wcale nie jest tak łatwo. Ale się udało. Wszyscy polecamy krakowskie Pino! Polecam również wieczorne zwiedzanie Rynku Głównego, lepiej wygląda pod nocnym niebem!


Chciałabym napisać, że sobotę zaczęliśmy z prawdziwym przytupem, ale skończyło się na pomrukiwaniach podczas przygotowań do wyjścia i zjedzeniu sytego śniadania. W planach mieliśmy zwiedzanie legendarnego Wawelu i Kazimierza, kiedyś dzielnicy żydowskiej, dzisiaj najbardziej hipsterskiej, jeśli wierzyć internetowi. Zamek dał radę, jednak nie byłabym sobą, gdybym się do czegoś nie doczepiła. Nie podobały mi się grobowce, no totalny chaos i bardzo żałuję, że nie mieliśmy przewodnika. Kazimierz zwiedziliśmy głównie dla zapiekanek, które były pyszne, a może smakowały dlatego, że czekaliśmy ponad godzinę? Wieczór spędziliśmy na kiepskiej kolacji oraz dwóch deskach przystawek i winie. Jednym słowem: czysta dekadencja. 


Niedziela była szalonym dniem. Nie mieliśmy zaplanowanego niczego konkretnego, więc chodziliśmy po prostu po mieście. Byliśmy pod Pomnikiem Grunwaldzkim, przeszliśmy się Sukiennicami (piękne, po zmroku niczym Bank Gringotta), odwiedziliśmy Dziórawy Kocioł (niestety kolejne rozczarowanie) oraz odwiedziliśmy Smoka Wawelskiego zionącego ogniem! To akurat prawdziwy czad!


Wyjeżdżając z Krakowa uświadomiłam sobie, dlaczego ludzie kochają podróże. Wcześniej wyjazdy kojarzyły mi się z nieprzyjemnym pakowaniem, obowiązkiem planowania, nieprzespanymi nocami. Powoli przekonuję się, że wcale nie tak muszą wyglądać podróże. Teraz przyszedł czas na przygotowania do kolejnej wizyty w Krakowie i przy okazji spełnienie jednego z największych marzeń: koncert Harry'ego Stylesa. I nic więcej nie muszę dodawać.
Obsługiwane przez usługę Blogger.