„Wiatrodziej”
(„Windwitch”) Susan Dennard, wyd. SQN IMAGINATIO 2017
Jeśli wierzyć mojemu profilowi
na Goodreads, to „Wiatrodzieja” zaczęłam czytać w październiku 2017 roku.
Pierwsze kilka stron, ale zawsze. Ponad dwa lata później zabrałam się za niego
ponownie i skończyłam w trzy dni. Nauczyłam się już, że do pewnych książek
trzeba dojrzeć, a danie drugiej szansy jest jedną z najtrudniejszych rzeczy w
życiu. Dopiero teraz, mając dwadzieścia dwa lata w pełni doceniłam kunszt
autorki.
W przeciwieństwie do dość
chaotycznego wprowadzenia do świata Czaroziem w pierwszym tomie, w tym można
szybko się odnaleźć i połapać . Tym razem zaskoczyła mnie w książce
bezwzględność postaci oraz stawianie czytelnika naprzeciw szczerości, prawdy i
śmierci. Żadnego pomijania krwawych opisów, oszczędzania głównych bohaterów czy
zmiękczania kłamstw i prawd. Ogromny plus dla autorki za prowadzenie narracji i
fabuły w tym kierunku. Wielgachny kciuk w górę.
Dennard dzieli narrację na
pięciu bohaterów. Czwórka znana jest już z pierwszej części, piąta bohaterka
pojawia się dopiero teraz. Przyznam, że na początku ciągłe przeskakiwanie było
dla mnie uciążliwe. Nie nawykłam do tak prowadzonej fabuły, ciągłych zmian
miejsca wydarzeń i wręcz pragnęłam czytać tylko o Iseult i Aeduanie. Ta dwójka
to naprawdę genialne umysły i poprowadzone charaktery, które uzupełniają się
wzajemnie, ale również wyprowadzają się wzajemnie z równowagi. Mieszanka
wybuchowa, taką jak lubię najbardziej. Safi dla mnie w odbiorze pozostała taka
sama jak wcześniej – silna, odważna i pomysłowa. Merik zaczął mnie irytować
swoją podejrzliwością i wybuchowym charakterem (który też był celowym
zabiegiem, autorka wiele razy wspomina o tym). Do Vivii nie mogłam się przyzwyczaić,
pozostała mi obojętna.
Nie byłabym sobą, gdybym się
do czegoś nie przyczepiła. Tym razem do tłumaczenia. Skóra mi cierpła, kiedy
widziałam „wcale” odnoszące się do czegoś „wcale ładnego”. Ktoś powinien
zdradzić sekret tłumaczowi i osobie korygującej książkę, że „wcale” i „wielce”
to nie synonimy. Nie cierpię takich wpadek i jestem WIELCE zaskoczona, że
zdarzyła się w powieści spod skrzydeł tego wydawnictwa.
„Wiatrodziej” wypadł naprawdę
fantastycznie i jest to powieść zdecydowanie skierowana do poważniejszego oraz
wymagającego czytelnika. Nie ma w niej romansu, chociaż jak na dłoni widać
zażyłość bohaterów i chemię między nimi. Nie ma w niej biadolenia i lamentu,
chociaż postaci mają swoje słabości. Nie ma również herosów, ale widoczna jest
siła i odwaga czarodziejów. Ja jestem zachwycona, od połowy nie mogłam się
oderwać chociaż na chwilę. Niezmiernie się cieszę, że seria jest kontynuowana
oraz przede mną jeszcze murowane dwa tomy!
#1 Prawdodziejka |
#2 WIATRODZIEJ | #3 Krwiodziej | #4
?