sobota, stycznia 04, 2020

WIATRODZIEJ | Susan Dennard



Wiatrodziej („Windwitch”) Susan Dennard, wyd. SQN IMAGINATIO 2017


Jeśli wierzyć mojemu profilowi na Goodreads, to „Wiatrodzieja” zaczęłam czytać w październiku 2017 roku. Pierwsze kilka stron, ale zawsze. Ponad dwa lata później zabrałam się za niego ponownie i skończyłam w trzy dni. Nauczyłam się już, że do pewnych książek trzeba dojrzeć, a danie drugiej szansy jest jedną z najtrudniejszych rzeczy w życiu. Dopiero teraz, mając dwadzieścia dwa lata w pełni doceniłam kunszt autorki.

W przeciwieństwie do dość chaotycznego wprowadzenia do świata Czaroziem w pierwszym tomie, w tym można szybko się odnaleźć i połapać . Tym razem zaskoczyła mnie w książce bezwzględność postaci oraz stawianie czytelnika naprzeciw szczerości, prawdy i śmierci. Żadnego pomijania krwawych opisów, oszczędzania głównych bohaterów czy zmiękczania kłamstw i prawd. Ogromny plus dla autorki za prowadzenie narracji i fabuły w tym kierunku. Wielgachny kciuk w górę.

Dennard dzieli narrację na pięciu bohaterów. Czwórka znana jest już z pierwszej części, piąta bohaterka pojawia się dopiero teraz. Przyznam, że na początku ciągłe przeskakiwanie było dla mnie uciążliwe. Nie nawykłam do tak prowadzonej fabuły, ciągłych zmian miejsca wydarzeń i wręcz pragnęłam czytać tylko o Iseult i Aeduanie. Ta dwójka to naprawdę genialne umysły i poprowadzone charaktery, które uzupełniają się wzajemnie, ale również wyprowadzają się wzajemnie z równowagi. Mieszanka wybuchowa, taką jak lubię najbardziej. Safi dla mnie w odbiorze pozostała taka sama jak wcześniej – silna, odważna i pomysłowa. Merik zaczął mnie irytować swoją podejrzliwością i wybuchowym charakterem (który też był celowym zabiegiem, autorka wiele razy wspomina o tym). Do Vivii nie mogłam się przyzwyczaić, pozostała mi obojętna.

Nie byłabym sobą, gdybym się do czegoś nie przyczepiła. Tym razem do tłumaczenia. Skóra mi cierpła, kiedy widziałam „wcale” odnoszące się do czegoś „wcale ładnego”. Ktoś powinien zdradzić sekret tłumaczowi i osobie korygującej książkę, że „wcale” i „wielce” to nie synonimy. Nie cierpię takich wpadek i jestem WIELCE zaskoczona, że zdarzyła się w powieści spod skrzydeł tego wydawnictwa.

„Wiatrodziej” wypadł naprawdę fantastycznie i jest to powieść zdecydowanie skierowana do poważniejszego oraz wymagającego czytelnika. Nie ma w niej romansu, chociaż jak na dłoni widać zażyłość bohaterów i chemię między nimi. Nie ma w niej biadolenia i lamentu, chociaż postaci mają swoje słabości. Nie ma również herosów, ale widoczna jest siła i odwaga czarodziejów. Ja jestem zachwycona, od połowy nie mogłam się oderwać chociaż na chwilę. Niezmiernie się cieszę, że seria jest kontynuowana oraz przede mną jeszcze murowane dwa tomy!

#1 Prawdodziejka | #2 WIATRODZIEJ | #3 Krwiodziej | #4 ?
Copyright © Wąchając książki , Blogger