„Mój
książę” („Duke and I”) Julia Quinn, wyd. Zysk i S-ka 2021
Od kilku lat, chętniej sięgam po romanse historyczne niż współczesne. W 2016 roku, za sprawą Lisy Kleypas, zakochałam się bardzo poważnie w tym gatunku i z przyjemnością poznaję nowe autorki i bohaterów, daję się ponieść atmosferze, zachwycam się opisem pięknych strojów i wystawnych bali. Nie chciałabym po raz kolejny rozpisywać się w samych superlatywach o Kleypas, ale dodam, że szalenie polecam!
Przyznam szczerze, że nigdy nie ciągnęło mnie specjalnie do powieści Julii Quinn. Kiedyś miałam jeden epizod z tą autorką, ale jakoś mnie nie porwała. Za sprawą serialu na Netfliksie, postanowiłam dać nam, sobie i Quinn, szansę na wspólną przygodę. I pod pewnymi względami jestem bardzo zadowolona, ale z drugiej strony mam kilka „ale”.
Chyba najbardziej w tej historii podała mi się relacja między rodziną Bridgetonów. Uwielbiam coś takiego w powieściach i z przyjemnością poznawałam (choć nieliczne) relacje między rodzeństwem. Anthony jest moim ulubieńcem nie tylko w serialu, ale również w książce zdobył moją dozgonną miłość. Trochę zabolał mnie związek Daphne z Simonem, ponieważ było zdecydowanie za mało uczucia między nimi, wszystko działo się bardzo szybko, nie było tego magicznego „zing”[1]. Jednak ulubiony zabieg w wystarczający sposób wynagrodził mi ten minusik, więc jakoś bardzo mnie nie kłuje.
Bardzo podobała mi się postać Daphne. Była bardzo rezolutna, zabawna i żywa. Jestem jak najbardziej za. Nie chciałabym porównywać tej postaci do tej z netfliksowej adaptacji, ale chyba nie muszę zaznaczać, że książka była o niebo lepsza, tak samo jak bohaterowie. Daphne nie daje sobie w kaszę dmuchać i to tak bardzo ją wyróżniało. Przypadek Simona bardzo łamał mi serce, zwłaszcza jego przypadłość dzieciństwa, która czasem dawała o sobie znać. Możecie mi uwierzyć na słowo, ale moje biedne czytelnicze serduszko za każdym razem mocno się zaciskało! To było takie świeże, że z założenia silny i męski samiec, nagle ma jakieś ludzkie zachowania. Jestem totalnie zakochana w jego kreacji.
„Mojego księcia” czytało się bardzo szybko i przyjemnie. Nawet nie zauważyłam, kiedy dobiłam do końca. Wolałabym, co prawda, nieco więcej iskry i pożądania między bohaterami. Nie możemy mieć jednak wszystkiego. Dodatkowym plusem jest to, że seria liczy aż 8 tomów, o każdym z rodzeństwa. Dodatkowo mamy tak zwany „drugi epilog”, który dzieje się kilka lat po całej akcji. Jest to cudowny dodatek i prezent od autorki, zwłaszcza, że jest przetłumaczony i nie musimy dodatkowo dopłacać. Jestem tym zabiegiem szalenie zachwycona i niesamowicie wdzięczna.
Jako miłośniczka romansów historycznych, nie byłabym sobą, gdybym nie poleciła tej pozycji z całego serca. Wielka miłość, plotki z wyższych sfer i zajmujący rodzeństwo. Jeśli chodzi o takie połączenie, to z prawdziwą przyjemnością sięgam po lekturę i bardzo, bardzo polecam!
„Bridgetonowie”:
MÓJ KSIĄŻĘ | Ktoś mnie pokochał | Propozycja dżentelmena | Miłosne tajemnice | Oświadczyny |
Grzesznik nawrócony | Ślubny skandal | Magia pocałunku
ZA MOŻLIWOŚĆ PRZECZYTANIA DZIĘKUJĘ WYZAWNICTWU ZYSK I S-KA!
[1] Odniesienie do filmu „Hotel Transylwania”